- Nie pamiętam, w którym momencie mogło dojść do uderzenia w lewy bark. Nie pamiętam uderzenia. - mów komendant policji, który zgodnie z ekspertyzą biegłego otrzymał uderzenie narzędziem tępokrawędzistym w okolice obojczyka.
Oskarżony o poturbowanie komendanta policjant wyjaśnia, że komendant Apolinarski atakując z podniesionymi pięściami posiniaczył go i... uderzył z impetem w drzwi otwartej szafy pancernej. - Sam to sobie zrobił - mówi oskarżony o napaść na komendanta Krzysztof Cudecki
Przypominając sprawę.
Krzysztof Cudecki policjant ze Strzelec Opolskich, przebywający na L4, przyszedł na komendę rozliczyć się ze swojej broni służbowej i zawartości szaf pancernych, jakie miał w pieczy. Rozliczenie spowodowane było zmianą zaszeregowania z działu informatyki do pionu kryminalnego, co uzgodnił z komendantem, który polecił mu przyjść podczas L4, w godzinach pracy kancelarii.
Na tę okoliczność została zwoła ad hoc 7-osobowa komisja i rozpoczęto spisywanie zawartości szaf. W międzyczasie na komendę dotarł, przebywający na urlopie komendant Witold Apolinarski i zaczął przyglądać się pracom komisji.
Po spisaniu zawartości pierwszej szafy, gdy Krzysztof Cudecki otworzył drugą z szaf, w której znajdowała się dokumentacja niejawna, za którą odpowiadał, komendant gwałtownie zainterweniował, próbując ją zamknąć. Trudno dziś wyjaśnić dlaczego, wszakże celem komisji było przekazanie zawartości szaf nowemu informatykowi. Interwencja komendanta była tak gwałtowna, że doznał poważnego urazu barku.
Według komendanta Witolda Apolinarskiego (byłego komandosa, instruktora sztuk walki, byłego dowódcy wojewódzkiej jednostki szybkiego reagowania policji), próbując zamknąć szafę został poważnie poturbowany przez policyjnego Informatyka i technika kryminalistyki Krzysztofa Cudeckiego (niewysportowanego pracownika umysłowego, który będąc na L4 przygotowywał się do operacji barku).
Sprawa grubymi nićmi szyta
Mimo, że sąd, ani prokurator nie potrafił ustalić w jaki sposób doszło do urazu barku komendanta, komendant oskarżył policjanta o napaść, prokuratura wniosła oskarżenie, a sąd uznał go winnym.
Na nasze dziennikarskie oko, wszyscy świadkowie oskarżenia mogą kłamać i to w porozumieniu, prokurator mataczyć, a sędzia wysnuwać wnioski wbrew logice i dowodom, jakie sam zgromadził. Ale przejdźmy do faktów.
Ciało człowieka jako obiekt tępokrawędzisty.
Takiej odpowiedzi nikt się nie spodziewał. Prokurator Piotr Kowalski, zapytany przez dziennikarza, co jego zdaniem, było obiektem tępokrawędzistym, opisanym w ekspertyzie biegłego, który uderzył komendanta w lewy obojczyk, odpowiedział (przed kamerą!), że to ciało Krzysztofa Cudeckiego.
To niedorzeczne, tym bardziej, że świadkowie, którzy według Cudeckiego kłamią, jak i sam poszkodowany komendant twierdzą, że dwaj rzekomi "przeciwnicy" stali po dwóch stronach drzwiczek od szafy i ciągnęli je przeciwstawnie do siebie. W tej sytuacji lewy (uszkodzony) bark komendanta byłby osłonięty drzwiami jak tarczą i uraz byłby niemożliwy.
Według Cudeckiego, komendant Apolinarski zaatakował go skacząc ku szafie z podniesiona gardą, odepchnął uderzeniem łokcia (posiniaczył) i przypadkiem nadział się z impetem na otwarte drzwi szafy pancernej, stąd uraz.
Opinia biegłego
Sędzia Domagała podkreśla w wyroku, że nie ma podstaw do podważania opinii biegłego. Jednocześnie sam ją podważa i wpisuje się w argumentację prokuratury, według której - Ciało człowieka jest obiektem tępokrawędzistym! -
Cytat z wyroku:
Sąd, nie miał wątpliwości, że do skręcenia barku mogło dojść w wyniku szarpaniny. Nie ma przy tym znaczenia, w którym momencie do niego doszło, ale fakt, że powstało w wyniku zachowania oskarżonego.
Sędzia zapomniał o frontalnym uderzeniu narzędziem tępokrawędzistym w lewy obojczyk, widać nie pasowało.
Ustaleniom sędziego zaprzecza świadek oskarżenia Iwona Górecka, naczelnik wydziału kryminalnego - Nie jestem w stanie wykluczyć, że pan Apolinarski nie uderzył się o otwarte drzwi. - (drzwi szafy pancernej) zeznawała Górecka.
- Nie doszło do kontaktu w sensie szarpania, przemocy, natomiast było dotknięcie siłą rzeczy bez użycia przemocy, - zeznaje naczelnik wydziału kryminalnego, która stała dwa kroki od miejsca akcji. Co to jest - dotkniecie bez użycia przemocy? Sami sobie odpowiedzmy, czy tak wygląda fachowa relacja specjalisty od spraw kryminalnych.
Dalej Górecka zeznaje:
- Nie jestem w stanie powiedzieć, który z mężczyzn zainicjował przepychanie przy szafie. Wydaje mi się, ze otwierają się tak jak naszkicowałam, ale nie mam pewności. Na pewno lepiej pamiętałam jak się szafę otwierało, na czas składania zeznań w postępowaniu administracyjnym, czyli chcąc otworzyć tą szafę to pan Cudecki musiałby wpychać pana Apolinarskiego w tą ściankę, wnękę. Pan Cudecki próbował nie wepchnąć się przed pana Apolinarskiego, ale przed otwór drzwi. Panowie trzymali drzwi za górną krawędź, ale nie pamiętam czy jedną dłonią czy dwiema. Żaden z panów nie łapał drugiego za odzież wierzchnią. -
Górecka pomyliła kierunek otwierania drzwi, a tym samym strony prawą z lewą, wynika to z odręcznych szkiców jakie zrobiła, szkice te są sprzeczne ze szkicami wszystkich innych policjantów. Czy w sytuacji tak fantazyjnych niespójnych i niedorzecznych zeznań, sędzia nie powinien zarządzić eksperymentu procesowego? Oczywiście, że powinien. Jednak gdyby to zrobił cała narracja kierownictwa policji mogłaby rozsypać się jak domek z kart, a tak, w zamieszaniu jakie powodują chaotyczne zeznania świadków, można wysnuć każdy wniosek, nawet taki, że z szafy wyskoczyły cztery Smerfy, Smerfetka i Gargamel z kotem.
Zeznania Apolinarskiego to prawdziwy kabaret:
- Jak wspominałem trudno mi dość precyzyjnie określić kto był pierwszy przy szafie. Mogą być trzy warianty, czy ja byłem pierwszy, czy byliśmy razem, czy oskarżony był pierwszy. Najbardziej pamiętam ten moment, kiedy oskarżony próbował mi wyrwać drzwi i krzyk kobiety. Z tego co pamiętam, to raczej to był nacisk na moją osobę przez pana Cudeckiego, a nie przepychanie ciało o ciało. Trudno mi powiedzieć teraz czy to było wypchnięcie po drodze, czy oskarżony był pierwszy przy szafie, to są takie niuanse przed tym zdarzeniem właściwym.- mówił Apolinarski
- Nie pamiętam precyzyjnie jak byłem ustawiony do czoła szafy (...), Sytuacja była dla mnie niespodziewana. Ja nie wiem, gdzie się wtedy znajdowałem. Nie wiem, jakie było moje ułożenie ciała wobec oskarżonego, pod jakim kątem. Wydaje mi się, że oskarżony trzymał drzwi za górną bądź boczną krawędź. Nie pamiętam w którą stronę działałem swoją siłą, intuicyjnie wydaje mi się, że chciałem zamknąć drzwi. Ja nie pamiętam dokładnie, jak trzymałem skrzydło drzwi, wydaje mi się, że zawiasy były dalej ode mnie. Nie przypominam sobie, żeby w czasie tej szarpaniny ktoś próbował oskarżonego odciągać, uspokajać. Nie pamiętam, w którym momencie mogło dojść do uderzenia w lewy bark. Nie pamiętam uderzenia.
Jednym słowem komendant Witold Apolinarski niczego nie pamięta. Cudecki ma na to swoje wyjaśnienie - ponieważ konfabuluje. -
Sędzia uważa za udowodnione następujące fakty:
Witold Apolinarski chcąc temu zapobiec podbiegł do szafy i stanął tak, by uniemożliwić otwarcie drzwi. Krzysztof Cudecki naparł na niego ciałem i odpychając go barkiem i ramieniem usiłował otworzyć drzwi. Witold Apolinarski chwycił oburącz za górną krawędź drzwi i chciał zapobiec ich otwarciu, jednakże Krzysztof Cudecki w dalszym ciągu szarpał drzwi szafy pancernej.
Uzasadnienie wyroku rozpada się w rękach. Opinia biegłego nie dowodzi tego, co pisze sędzia. Przeczy temu i to w jaskrawy sposób, bowiem uraz komendanta powstał na skutek uderzenia (zderzenia) z obiektem tępokrawędzistym.
- uraz powstał w wyniku uderzenia obiektem tępym lub tępokrawędzistym zadanym w okolice lewego obojczyka od przodu. - pisze biegły w ekspertyzie.
Zatem nie powstał w wyniku napierania barkiem, jak twierdzi w swoim, uzasadnieniu wyroku, sędzia Piotr Domagała.
Sędzia pisze:
– czasem jeden dowód może nieść za sobą takie treści i być dowodem tak oczywistym w zakresie okoliczności, które za jego pomocą są dowodzone, że bez naruszenia reguł określonych w art. 7 i art. 5 § 2 k.p.k. możliwe jest na jego podstawie wydanie wyroku skazującego.
Opinia biegłego jest tak oczywista, że zgodnie z nią sędzia mógłby poddać w wątpliwość zeznania świadków oskarżenia i rozważyć oskarżenie całej grupy wysokich funkcjonariuszy policji w Strzelcach Opolskich o składanie fałszywych zeznań i fabrykowanie dowodów. Nie zrobił tego.
Sędzia podkreśla:
art.7 k.p.k., (...) nakazuje sądowi respektować zasady poprawnego myślenia,
To zapewne z powodu "poprawnego myślenia" sędzia Piotr Domagała odmówił przeprowadzenia eksperymentu procesowego, nie dopuścił dowodu z nagrania audio jakie zostało wykonane telefonem oskarżonego. Nie uznał także za stosowne włączyć do dowodów obdukcji Krzysztofa Cudeckiego, posiniaczonego na ramieniu i pozwolić na to, aby i jego obrażenia zaopiniował biegły powołany w śledztwie. A, to przecież ważne. Jeśli jeden człowiek uderza drugiego tkanką miękką, to uraz powstaje u obu. Te ślady pozwalają zaleźć odpowiedzi.
Pominięto fakt, że Cudecki przebywał właśnie na L4 z powodu wcześniejszego wypadku, przygotowywał się do planowej na dniach operacji prawego barku i odczuwał silny ból, a komendant Apolinarski to były komandos i szkoleniowiec sztuk walki. Samo to dowodzi, że różnica sprawności fizycznej, była kolosalna na rzecz rzekomego poszkodowanego.
Jeśliby wierzyć, że doświadczony komandos może dostać łomot od jednorękiego pracownika biurowego, trzeba by podważyć cały system szkolenia jednostek interwencyjnych policji, sędzia właśnie to zrobił. To jakby sarenka pożarła lwa.
Świadek nie pamięta, ale to nie przeszkodziło sędziemu... ustalić faktów?
Komisja zebrała się po to, by otworzyć szafy pancerne i spisać ich zawartość. Skąd zatem zapis w treści wyroku, że nie wolno było ich otwierać, a precyzyjnie drugiej z nich? Z dokumentów i zeznań wiemy, że nie było żadnego formalnego zakazu otwierania szaf pancernych. Ta legenda powstała później i nie odpowiada temu, co zarejestrował dyktafon, jak pamiętamy dowód w tym zakresie odrzucony.
Ani komendant Apolinarski, ani żaden z przełożonych Cudeckiego, ani nawet prokurator rejonowa Kanturska, która szukała u Cudeckiego nielegalnych programów, których jak się okazało później nie znalazła, nie wydała takiego formalnego zakazu. Iwona Górecka naczelnik kryminalnego zeznała, że taki zakaz wydał komendant Apolinarski, natomiast sam Apolinarski stwierdził, że nie pamięta, by wydawał takie polecenie.
Z zeznań przed sądem Witold Apolinarski:
- Trudno mi po upływie dwóch lat przypomnieć sobie, czy poinformowałem pana Cudeckiego o tym, że nie może otwierać tych szaf.
W nagraniu jakie Cudecki zrobił swoim telefonem słychać wyraźnie, że członkowie komisji rozmawiali o otwieraniu szaf i ostatecznie zapadła decyzja, by je otwierać. Sam zastępca komendanta policji Arkadiusz Chętnicki w trakcie spotkania otworzył tę drugą szafę sprawdzając, czy klucz pasuje, słychać to na nagraniu, którego sąd nie chciał włączyć do akt. Nie było więc na niej prawdopodobnie żadnej plomby. Nie było żadnego postępowania prokuratury, to wynika z pisma podpisanego przez prokuratora:
- Czynności prowadzone przez funkcjonariuszy Policji KPP Strzelce Opolskie w dniu 19 lutego 2018 od godziny 7:45 nie miały miały charakteru czynności procesowych, zmierzających do zabezpieczenia dowodów (...) a jedynie zostały podjęte w celu zewidencjonowania rzeczy, znajdujących się w pomieszczeniu - .pisze oficjalnie Piotr Kowalski, ten sam który później twierdzi, że ciało człowieka to obiekt tępokrawędzisty.
Dlaczego Apolinarski szafę chciał zamknąć?
Według Cudeckiego, żeby budować narrację zagrożenia i dalej czegoś szukać. Tego samego dnia do Strzelec ściągnięto funkcjonariuszy BSW (policja w policji) - To było uzgodnione już dużo wcześniej, co na jednym przesłuchaniu zeznała jedna z pań pracująca w komisji - uważa Cudecki
Do tej feralnej szafy, o którą rozbił swój bark komendant tego samego dnia podrzucono komputer, pendrive i dwa twarde dyski. Sprzęt, którego tam nie mogło być, ponieważ został przekazany podczas prac komisji i są na to dowody w nagraniu, mimo, że komisja "zapomniała" przedmiotów tych ująć w spisie przedmiotów przekazanych.
Kto to zrobił? Ktoś ze Strzeleckiej policji lub z jednostki BSW, którą dowodził Edward Flaga dzisiejszy komendant policji w Nysie. Niezbite dowody, że doszło do podrzucenia komputera, to ekspertyza logów, badanych przez laboratorium informatyczne, które dokumentują, że komputera nie mogło być w tej szafie, bowiem Krzysztof Cudecki w międzyczasie z niego korzystał inwentaryzując dokumenty, zatem komputer nie leżał tam od kilku tygodni, a tak musiałoby być, gdyby znajdował się w zamkniętej szafie.
Oznacza to, że w komendzie policji stworzono fałszywe dowody. To przestępstwo z art. 235, 231 i 270 k.k. W komputerze nic obciążającego nie znaleziono, co dowodzi głupoty podrzucających, lub ich głębokiej desperacji.
Sędzia wiedział o tych okolicznościach, lecz je najwyraźniej zignorował. Czy takie postępowanie to dowód na prawidłowe rozumowanie Pana Piotra Domagały, człowieka wdziewającego togę i zakładającego na pierś polskiego orła, by wydawać wyroki w imieniu Rzeczypospolitej, czy raczej dowód na niedopełnianie obowiązków. Umyślne działanie, czy zaniedbanie?
Reasumując
Niestety wygląda na to, że organy policji, prokuratury i sądownicze w Strzelcach Opolskich zdecydowały, żeby wbrew faktom, zasadom prawidłowego rozumowania, a nawet kosztem własnej frontalnej kompromitacji, uznać policjanta winnym. Jednakże prawdopodobnie z ostrożności sędzia uznał go winnym i jednocześnie warunkowo umorzył postępowanie.
Poziom logicznego klinczu ukazują dwa sprzeczne następujące po sobie akapity z uzasadnienia wyroku skreślone ręką SSR Piotra Domagały:
(...) oskarżony swym działaniem naruszył powagę działalności instytucji państwowych art. 222 § 1 k.k. oraz opisane w art. 157 § 2 k.k. - zdrowie człowieka (...) istniały pełne podstawy do przypisania oskarżonemu winy. Poza tym, co podkreślono, dopuścił się on przestępstwa umyślnego. (...) brak jakichkolwiek podstaw faktycznych do przyjęcia istnienia (...) okoliczności uchylających winę.
Sąd, oceniając stopień społecznej szkodliwości czynu, doszedł do wniosku, że (...) nie jest on znaczny, przy czym uwypuklić stanowczo trzeba, że określenie „nie jest znaczny”,
bynajmniej nie ma tego samego znaczenia, co termin „nieznaczny”, gdyż obejmuje swoim zakresem także wypadki o „średnim” stopniu społecznej szkodliwości.
To próbka krasomówczych zdolności sędziego.
PS. ...a świstak zawija je w te sreberka, bo ciało człowieka jest obiektem tępokrawędzistym. Złośliwości można by mnożyć w nieskończoność, gdyby nie fakt, że każdy z nas może stanąć przy niewłaściwej szafie, przed takim prokuratorem i takim sądem.
_________________________________________________
W związku z sygnałami, że pytanie ankiety mogło wprowadzać w błąd, zamiast "kto kłamie", zmieniliśmy pytanie na "kto mówi prawdę".
Oddane dotychczas głosy zostały przypisane zgodnie z logiką odpowiedzi.
Napisz komentarz
Komentarze