Główni aktorzy: kontuzjowany informatyk i komendant - komandos.
Krzysztof Cudecki to policyjny technik kryminalistyki, 27 lat służby w policji, egzaminator kandydatów na kierowców, lat 48, nigdy nie był sportowcem. Od paru lat zmagał się z poważną kontuzją prawego kolana (4 operacje) i świeżym urazem prawego barku. Z powodu barku od kilku tygodni był na chorobowym przygotowując się do poważnej operacji w szpitalu w Głuchołazach. Czekał na telefon z oddziału. Pan Krzysztof jest praworęczny, ból ramienia jest tak dotkliwy, że podczas otwierania drzwi musiał pomagać sobie lewa ręką. Cudecki nie jest okazem zdrowia, w tym czasie zmagał się także z kwalifikującą się do kolejnej operacji kontuzją kolana po wypadku motocyklowym, i obustronnym zapaleniem ścięgien Achillesa, w obu nogach. Ścięgna to konsekwencja oszczędzania kolana.
Witold Apolinarski: w 2018 komendant policji w Strzelcach Opolskich, były komandos, instruktor samoobrony, w latach 1992 - 1996 w pododdziale antyterrorystycznym policji, potem dowódca samodzielnej jednostki prewencji podlegającej komendzie wojewódzkiej w Opolu. Na zakończenie służby komendant policji w Strzelcach Opolskich w latach 2017 - 2018, nieoficjalnie mówiło się o możliwym awansie na zastępcę komendanta wojewódzkiego w Opolu. Na emeryturze, na którą przeszedł niedługo po opisanych wydarzeniach właściciel strzelnicy sportowej.
Dlaczego stan zdrowia obu Panów jest taki ważny? Poniżej okaże się, że według policji kontuzjowany informatyk miał znokautować w kilka sekund zawodowego komandosa.
Informatyk został wezwany do rozliczenia się z zawartości szafy pancernej.
Sprawa rzekomego pobicia komendanta jest wierzchołkiem góry lodowej. Krzysztof Cudecki przez lata zgłaszał nieprawidłowości: np. podejrzanie dziwne wyroki sądowe, nieprawidłowości związane z procesem szkolenia i egzaminowania kierowców.
Jednak organa ścigania zamiast zająć się sygnalizowanymi nieprawidłowościami, zajęły się zgłaszającym je policjantem. Na tym tle narastał konflikt pomiędzy policjantem, a Komendą Wojewódzką Policji w Opolu, do której zgłaszał patologie. Jak mówi Krzysztof Cudecki, - najwyraźniej nowy komendant Witold Apolinarski postawił sobie za cel uciszenie Cudeckiego. Pojawiło się kilka oskarżeń wyssanych z palca dotyczących rzekomych uchybień w służbie, sprawy zakończyły się umorzeniami.
Ostatnia z nich przerosła jednak wszystkie inne, także poziomem absurdu, mimo to trafiła do prokuratury. Akt oskarżenia sporządził asesor Piotr Kowalski, kolejne rozprawy prowadzi sędzia Piotr Domagała w SR Strzelce Opolskie. Proces nadal trwa.
Pod koniec 2018 Krzysztof Cudecki planował odejść z policji. Po 26 latach służby mógł mieć ochotę na zmiany. W lutym 2018 przebywał na L4 przygotowując się do operacji kontuzjowanego prawego barku. Pomimo, chorobowego umówił się z komendantem, by zdać zawartość szaf pancernych. W szafach znajdowały się dane informatyczne, dokumenty tajne i jego broń służbowa. Komisja składała się z 7 osób. Wszystkie przebywały w pomieszczeniu, spotkanie było oficjalne.
Cudecki obawiał się "podrzutki".
Sprawa wydarzyła się 19 lutego 2018 w komendzie policji w Strzelcach Opolskich. Słusznie, czy nie, Krzysztof Cudecki wyznał, że obawiał się, że do szaf, za których zawartość był odpowiedzialny zostanie coś podrzucone by go obciążyć. Dlatego zależało mu, by mimo L4 rozliczyć się z ich zawartości. Jak pamiętamy czekał na operację, miał umówiony termin. Realne podstawy, by się obawiać miał, gdyż wcześniej komendant Apolinarski zawiadamiał już prokuraturę o rzekomym nielegalnym oprogramowaniu Cudeckiego, oskarżenia nie potwierdziły się.
W zeznaniach świadków czytamy, że Cudecki przyszedł do komendy znienacka. To nieprawda, ponieważ mamy screeny SMS-ów, pomiędzy nim, a komendantem, w których komendant polecił mu przyjść w dniu dniu roboczym w godzinach pracy kancelarii. Krzysztof Cudecki tak zrobił. Po krótkiej rozmowie z zastępcą komendanta Arkadiuszem Chętnickim, powołano na szybko komisję, a Chętnicki wyraził zgodę na komisyjne opróżnianie szaf.
Skąd o tym wiemy? Cudecki z obawy przed mataczeniem swoim byłych kolegów przygotował dyktafon, na którym nagrał ponad godzinę rozmów. Wygląda na to, że miał się czego obawiać, bo cześć świadków później zeznała inaczej. Twierdzą, że zabroniono Cudeckiemu otwierania szaf pancernych. Nagranie jednak pokazuje, że opróżniano szafy przy udziale komisji i protokołowano ich zawartość.
Dodatkowy dowód na to, że komendant Chętnicki wyraził zgodę na komisyjne spisanie zawartości szaf, to przesłuchanie Chętnickiego przeprowadzone przez rzecznika dyscyplinarnego policji, w którym komendant stwierdził, że uzyskał telefoniczną zgodę na te czynności od prokuratora rejonowego Iwony Kanturskiej. Telefon do prokuratora wykonał w międzyczasie, ponieważ prowadzono wówczas śledztwo dotyczące rzekomego nielegalnego oprogramowania. Okazało się później, że nie było żadnych nieprawidłowości. (redakcja posiada protokół tego przesłuchania).
Świadkowie twierdzą, że szaf nie wolno było otwierać. Czy kłamią i kto im kazał?
Niestety z niewiadomych przyczyn, ani prokurator, ani sędzia nie dopuścili dowodu z nagrania. Dlaczego nie wolno użyć nagrań w procesie? Bo okazałoby się, że wszyscy kłamią?
Cudecki obawiał się "podrzutek". Niestety miał rację, pendrive z kodami do systemów niejawnych, który przekazał komendantowi Chętnickiemu (jest to na nagraniu) znalazł się później, podrzucony w jednej z szaf przeszukiwanych przez BSW - przeszukaniem kierował Edward Flaga, dzisiejszy komendant policji w Nysie.
Dlaczego sędzia nie jest zainteresowany w dopuszczeniu dowodu z nagrania? Takich pytań w tym postępowaniu są dziesiątki.
Magiczny bark komendanta
W obecności całej komisji, kiedy Cudecki, otworzył drugą szafę zainterweniował komendant Apolinarski. Niestety podczas swojej interwencji uszkodził sobie poważnie lewy bark. Po kontuzji wylądował na szpitalnym SOR. Jak to się stało? Mimo 9 świadków wydarzenia, nikt poza oskarżanym dziś o napaść na komendanta informatykiem, nie jest w stanie tego wytłumaczyć.
Dwie główne wersje wydarzeń
A) Wersja komendanta komandosa:
Komendant Apolinarski twierdzi, że informatyk Krzysztof Cudecki otwierał szafę pancerną, a on (komendant) chciał zapobiec jej otwarciu. Doskoczył więc do szafy, zasłaniając ją swoim ciałem (raczej dobiegł, bo dystans do szafy to kilka metrów) i wówczas informatyk napierając na niego ciałem wypchał go poza obrys szafy. Następnie, kiedy informatyk otworzył drzwi szafy pancernej na oścież, komendant twierdzi, że wskoczył pomiędzy wnętrze szafy, a otwarte drzwi.
Wówczas według komendanta rozpoczęło się szarpanie drzwiami. komendant twierdzi, że chciał zamknąć drzwi szafy (to dość trudne, bo żeby to zrobić musiałby zamknąć się w szafie). Według komendanta informatyk ciągnął szafę, by ją otworzyć.
Tu zaczyna się robić coraz dziwniej, bo komendant, były komandos, specjalista sztuk walki ulicznej, człowiek zdrowy i sprawny fizycznie miał ciągnąć obiema rękami za górną krawędź drzwi, zaś informatyk, człowiek, który całe życie pracował siedząc, lewą ręką miał utrzymać szamoczącego się osiłka. Pamiętajmy, że prawy bark informatyka czekał na operację, a informatyk z powodu dotkliwego bólu, nie był w stanie prawa ręką otworzyć drzwi.
Dalej jest jeszcze ciekawiej. W nieokreślonym przez komendanta momencie doszło do urazu barku, także w nieokreślony sposób. Ale jak twierdzi komendant-komandos stało się to w kontakcie z ciałem informatyka, Niestety dla tej wersji, biegły sądowy stwierdził, że uraz barku komandosa powstał: prawdopodobnie wyniku uderzenia obiektem tępym lub tępokrawędzistym zadanym w okolice lewego obojczyka od przodu.
Podczas sporządzania ekspertyzy biegły zażądał, by ponownie przesłuchać Apolinarskiego, bo nie mógł zrozumieć jak doszło do urazu "tępym narzędziem" - jeszcze raz przesłuchano komendanta. Niestety Apolinarski nie był w stanie tego logicznie wyjaśnić, co nie przeszkodziło prowadzić sprawy dalej.
B) Wersja informatyka
Dla czytelników liczących na łamanie zasad fizyki ostrzegam, że ta wersja jest całkiem zwyczajna, nawet nudna:
Informatyk relacjonuje, że gdy otwierał szafę pancerną, kiedy drzwi były w połowie otwarte, komendant doskoczył z drugiej części pomieszczenie i z uniesionymi w bokserskim geście rękoma (komendant jest czynnym trenerem samoobrony) natarł na informatyka uderzając go łokciem w ramię. W ten sposób odepchnął go gwałtownie od szafy. (są na to zdjęcia z obdukcji - cios łokciem spowodował wyraźne sińce).
Niestety dla komendanta atakując z dużą szybkością na informatyka przypadkiem zderzył się centralnie lewym barkiem z ogromna siłą z otwartymi drzwiami ciężkiej szafy pancernej. Nieszczęśliwie dla komendanta drzwi nie poddały się, bo w trakcie zderzenia stanęły na sztorc.
Nikt nic nie widział, czy wszyscy, wszystko widzieli?
Na sali przebywało, aż 9 osób! Ich zeznania są niespójne. Większość mówi, że nic nie widziała. Żadna z tych osób, nie jest w stanie wyjaśnić mechanizmu w jaki komendantowi został zadany cios, który biegły później określił jako - powstały prawdopodobnie wyniku uderzenia obiektem tępym lub tępokrawędzistym zadanym w okolice lewego obojczyka - , bo chyba nikt nie uwierzy, że kontuzjowany informatyk, naprawdę jest tajemniczym Ninją, potrafiącym zadawać ciosy gołymi dłońmi przypominające tępokrawędziste narzędzie?
Ciekawa jest wersja kadrowej , która twierdziła w prokuraturze, że całe zajście trwało kilka minut. Jednak kilka minut, to czas w jakim odbywa się runda walki bokserskiej, każdy funkcjonariusz w pokoju chcąc, czy nie chcąc widziałby cały jej przebieg. W sądzie kadrowa zmieniła zeznania i oceniła, że zdarzenie trwało kilka sekund!
Naczelnik wydziału kryminalnego funkcjonariusz Iwona Górecka, synowa byłego komendanta Jana Góreckiego z Brzegu, czyli osoba fachowa, z bogatymi tradycjami rodzinnymi w policyjnej robocie, zeznała także, że widząc szamotaninę podbiegła do informatyka, chwyciła za ramię i perswadowała mu, żeby nie krzywdził komendanta. Nie pamięta jednak żadnych szczegółów, choć jak twierdzi widziała wszystko - na wprost -.
Pani funkcjonariusz Górecka nie potrafi także wyjaśnić mechanizmu uszkodzenia barku komendanta. To dziwne biorąc pod uwagę fakt, że będąc naczelnikiem wydziału kryminalnego z pewnością jest najwybitniejszym specjalistą od tej roboty w powiecie strzeleckim.
Pozostałe zeznania - kolejne dziwne okoliczności.
Na przykład jak relacjonuje Krzysztof Cudecki: Komendant Apolinarski opisał układ pomieszczenia, który nie odpowiadał prawdzie. Niestety dla jego wersji zdarzeń, wszystkie inne osoby (nawet te sprzyjające oskarżeniu) przed sądem potwierdziły, że meble stały inaczej. W jakimś czasie po wydarzeniach, meble zostały przesunięte tak, by odpowiadały wersji komendanta, okazało się jednak, że złożonych wcześniej zeznań świadków wycofać się nie da, więc przeprowadzka, która mogła świadczyć na korzyść wersji komendanta spaliła na panewce.
Dlaczego w takich okolicznościach w ogóle doszło do wniesienia oskarżenia?
Czy dlatego, że oskarżającym jest ustosunkowany komendant policji? Ktoś, o kim mówiło się, że może zostać zastępcą komendanta wojewódzkiego.
Sędzia Piotr Domagała SR w Strzelcach Opolskich nie chce poznać dowodów?
Sędzia, podobnie jak prokurator, nie wydaje się być zainteresowany wyjaśnieniem wszystkich okoliczności. Skąd te wnioski? Sędzia prowadzący odrzuca większość wniosków dowodowych, takie jak choćby to, że Apolinarski był komandosem, nie zgadza się na eksperyment procesowy, nie zgadza się na analizę zdarzenia przez biegłego. Dlaczego?
_____
wideo ciekawostki - Apolinarski komandos
Witold Apolinarski - podinspektor Witold Apolinarski, dowódca Samodzielnego Pododdziału Prewencji Policji w Opolu
_________________________
Krzysztof Cudecki, rozkazem personalnym swojego przełożonego - komendanta komandosa Apolinarskiego, w lipcu 2018r., jeszcze przed wydaniem opinii biegłego medycyny sądowej do śledztwa, został w trybie administracyjnym zwolniony ze służby w policji w związku z rzekomym popełnieniem przestępstwa. Po pół roku został do służby przywrócony, a po kolejnych 3 miesiącach, w czerwcu 2019r.,ponownie zwolniony dla dobra służby. Tym razem przez Komendanta Wojewódzkiego Policji w Opolu. Chociaż przez swoich przełożonych został już osądzony, do dzisiejszego dnia nie poznał modusu operandi swojego rzekomo przestępczego działania. Kilka miesięcy po zdarzeniu, na własny koszt, uzyskał opinię medyczną o swoim stanie zdrowia, sporządzoną przez biegłego medycyny sądowej o specjalności ortopedia z listy biegłych sądu okręgowego jednego z ościennych województw. Opinia rzetelna, fachowa i profesjonalna. Niestety w województwie opolskim nie do przyjęcia. To nie ten układ ... Warto również wspomnieć o wyjątkowym zbiegu okoliczności, jaki miał miejsce w lutym 2018r. Kiedy Cudecki niszczył bark komendanta równolegle na Opolszczyźnie toczyły się śledztwa, w których na celowniku prokuratury byli opolscy funkcjonariusze komendy wojewódzkiej policji, Biura Spraw Wewnętrznych Policji i opolskiej prokuratury, a świadkiem i pokrzywdzonym w tych śledztwach był właśnie krewki strzelecki informatyk.
Napisz komentarz
Komentarze