Sprytne ciele dwie matki ssie
Wiceprzewodniczący Rady z Kamiennika mieszka i pracuje w Nysie
Mariusz K. złożył wniosek o nyskie 500+, choć formalnie jest mieszkańcem gminy Kamiennik i wiceprzewodniczącym tamtejszej rady. Pan Mariusz mieszka i pracuje w Nysie. Miał już z tego powodu nieprzyjemności, bowiem zgodnie ustawą o samorządzie gminnym radny musi być mieszkańcem gminy, w której został wybrany. Chodzi nie o zameldowanie, ale o faktyczne miejsce zamieszkania, tzw. centrum życiowe.
Gdyby była nim gmina Kamiennik, to radny nie złożyłby wniosku o nyski bon wychowawczy, który należny jest tylko mieszkańcom gminy Nysa. Jak widać, radny to "mały spryciuszek", bo mieszka i pracuje w Nysie, a radnym jest w Kamienniku. Dieta radnego jak widać nie wystarcza, więc "radny "potrzebował" jeszcze bonu wychowawczego.
Tym bardziej, że radny miał już z tego powodu nieprzyjemności. Wojewoda Opolski rozważał, czy nie należy wygasić mandatu radnemu z powodu nie zamieszkiwania w gminie, w której ten mandat sprawuje. Wówczas radny z całą mocą dowodził, że mieszka w Kamienniku, a w Nysie tylko pomieszkuje i pracuje. Tym razem Pan Mariusz poczuł się Nysianinem i złożył wniosek o bon twierdząc, że jego serce należy do Nysy.
Prokuratura zaniża standardy w samorządach
Decyzja Prokuratury w Nysie oznacza, że kombinowanie, jak tu dostać dodatkowe 500 zł za friko (przepraszam za komiksowy styl), nawet kiedy "wybraniec narodu" naruszy kodeks karny, to niska szkodliwość czynu. To fatalnie wpływa na "mental" (przepraszam za komiks po raz kolejny), lokalnej warstwy zarządzającej dobrem publicznym. To zachęta dla działań cwaniackich, dająca poczucie bycia warstwą uprzywilejowaną. Pamiętajmy, że w 2019 roku w Polsce, pewien 70 latek, któremu zarzucono kradzież cukierka "śliwka w czekoladzie" o wartości 40 groszy, został skazany przez niezawisły sąd na miesiąc ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 godzin.
Można by zażartować, że radny już pracuje społecznie, co prawda z prawem do diety, ale zawsze to co coś. Złośliwi powiedzą, że 90% radnych to cwaniaki, które zabiegają o głosy, byle potem za odpowiednie głosowanie dostać od burmistrza lepsza pracę, lub dorobić parę groszy na dietach. Niestety w wielu przypadkach, trzeba by się zgodzić ze złośliwym tweirdzeniem, że wśród samorządowców ze świeca szukać ludzi, którzy bez fuchy z gminy są w stanie utrzymać siebie i swoją rodzinę na przyzwoitym poziomie. Być może nie jest to 90%, ale odsetek ludzi niesamodzielnych finansowo w tej grupie "zawodowej" jest spory.
Wina sprawcy jest bezsporna.
Prokurator rejonowy Sebastian Biegun potwierdził gazecie Nowiny Nyskie, że prokuratura skierowała do sądu wniosek o warunkowe umorzenie sprawy. Taki zabieg jest możliwy jedynie w przypadku, gdy okoliczności sprawy i dowody potwierdzają, że nie ma wątpliwości co do sprawstwa czynu zabronionego. Co prostym językiem oznacza, że radny przestępstwo popełnił.
Zgodnie z prawem sąd może warunkowo umorzyć postępowanie karne, jeżeli wina i społeczna szkodliwość czynu nie są znaczne, okoliczności jego popełnienia nie budzą wątpliwości, a sprawca był niekarany za przestępstwo umyślne. Oznacza to, że choć wina sprawcy jest niesporna, to dzięki umorzeniu nie będzie on skazanym, a tym samym nie straci mandatu radnego.
Pan Biegun łaskawy
Nie wiemy czy czytelników to oburza, ale dziennikarzy i owszem. Piotr Wojtasik, redaktor naczelny Nowin Nyskich porównuje sprawę do przypadku Arkadiusza Sz., znanego działacza PIS z Opola, który przez wiele lat będąc m.in doradcą wojewody pozwalał sobie na jeżdżenie samochodem bez prawa jazdy. Najwyraźniej uważał, że przepisy go nie dotyczą. Kiedy sprawa się wydała, na pewnym etapie prokuratura, podobnie jak w przypadku radnego z Kamiennika, wnioskowała o warunkowe umorzenie sprawy.
Spekuluje się, że całe zamieszanie związane z odwołaniem komendanta powiatowego policji w Nysie Dariusza Dregana z funkcji i powołanie w jego miejsce Edwarda Flagi, nad którym wsi odium oskarżeń o mobbing, jest odpryskiem tej właśnie sprawy. Swoistą karą za "nie ukręcenie łba" aferze z doradcą wojewody. Tak zeznawali policjanci w prokuraturze w Kędzierzynie Koźlu podczas śledztwa dotyczącego mobbingu w Nysie.
Inny przykład braku symetrii w działaniach nyskiej prokuratury, to oskarżenie naszego dziennikarza z dwóch paragrafów, kodeksu wykroczeń i kodeksu karnego, za to, że zadawał pytania prokuratorowi Sebastianowi Biegunowi, na które szef nyskiej prokuratury nie miał ochoty odpowiadać.
W obu sprawach stwierdzono już, że dziennikarz nie naruszył prawa. Jednak sprawa toczyła się wiele miesięcy, a za możliwość wyładowania frustracji Sebastiana Bieguna, który jako prawnik i szef prokuratury powinien wiedzieć, że dziennikarz nie popełnił żadnego przestępstwa, zapłacili jak zwykle podatnicy.
link - /artykul/3805,dziennikarz-niewinny-mial-prawo-pytac-i-nagrywac-prokuratora-bieguna
Napisz komentarz
Komentarze