21 stycznia 2025 roku na składowisku odpadów popowodziowych w Domaszkowicach wybuchł pożar, który wywołał chaos i zaniepokojenie mieszkańców. Pomimo zaangażowania aż 110 strażaków oraz 25 pojazdów, działania władz gminy Nysa w obliczu kryzysu pozostawiają wiele do życzenia. Mieszkańcy zgłaszają brak informacji i komunikacji ze strony burmistrza oraz urzędników.
Pożar objął odpady popowodziowe, takie jak chemia gospodarcza, meble czy ubrania, generując intensywne zadymienie. Jak wyjaśnił mł. kpt. Paweł Tomas, doszło do zjawiska "kisiszenia", co spowodowało emisję gryzącego dymu, odczuwalnego w pobliskich miejscowościach. Niestety, mieszkańcy nie otrzymali żadnych ostrzeżeń – zarówno na stronie internetowej gminy, jak i w mediach społecznościowych, zabrakło komunikatów o możliwym zagrożeniu dla zdrowia.
Na profilach społecznościowych burmistrza Nysy oraz gminy pierwsza wzmianka o pożarze pojawiła się dopiero 24 godziny po jego wybuchu. Mieszkańcy Domaszkowic oraz sąsiednich wsi, jak Kubice, byli zmuszeni szukać informacji na własną rękę. Tymczasem pomiary jakości powietrza, wykonane przez lokalnych aktywistów, wykazały znacznie podwyższony poziom pyłów zawieszonych.
Jak podkreśla Sołtys Domaszkowic Edyta Wąs: „Nie wiedzieliśmy, co robić. Czy zamknąć okna? Czy wychodzić na zewnątrz? Władze gminy nas całkowicie zignorowały”. Brak jasnych informacji sprawił, że mieszkańcy musieli polegać na doniesieniach z niezależnych źródeł.
Problem braku komunikacji ze strony władz gminy nie jest nowy – podobne zaniedbania odnotowano podczas wrześniowej powodzi. W obydwu przypadkach mieszkańcy czuli się opuszczeni i niepewni, co zrobić w obliczu kryzysu. Pożar w Domaszkowicach tylko potwierdził brak skutecznych procedur zarządzania kryzysowego.
„Podczas wrześniowej powodzi mieliśmy dokładnie ten sam problem” – mówi inny mieszkaniec Nysy. „Władze nie informowały nas na bieżąco o sytuacji, a teraz znowu zostaliśmy pozostawieni sami sobie”.
Spółka Ekom, odpowiedzialna za składowisko, wyjaśniła, że działania straży pożarnej polegały na rozdzieleniu pryzmy odpadów na mniejsze części i ich dogaszaniu. Jednakże mieszkańcy pytają, dlaczego odpady popowodziowe wciąż zalegają, mimo że na ich utylizację miały zostać przyznane środki rządowe.
„Co się z nimi stało?” – pyta jeden z lokalnych aktywistów.
„To nie jest pierwszy raz, gdy czujemy się zignorowani przez władze” . „Potrzebujemy jasnych procedur i przede wszystkim informacji, co robić w takich sytuacjach”. - mówią mieszkańcy.
W obliczu takich zdarzeń mieszkańcy coraz głośniej apelują o przywrócenie odpowiedzialności w zarządzaniu kryzysowym. To nie pierwszy raz, gdy brak informacji od władz gminy budzi wątpliwości co do ich przygotowania do sytuacji awaryjnych. Pożar w Domaszkowicach to bolesna lekcja, która pokazuje, jak ważne jest skuteczne i szybkie informowanie mieszkańców w kryzysowych chwilach. Bez tego zaufanie do władz gminy staje się coraz bardziej kruche.
Napisz komentarz
Komentarze