Czy Niemiec powinien wtrącać się w sprawy Polski?
W polityce międzynarodowej panują pewne zwyczaje. Chińczycy nie wtrącają się do Amerykanów, Amerykanie do Niemców, Francuzi do Anglików. Hiszpanie nie krytykują premiera Portugalii, a Włosi nie mówią na kogo mają głosować Szwedzi.
Mimo to, Niemcy mówią co mają robić Polacy, a część polskich polityków zamiast jak należy, samodzielnie wygrać wybory w swoim kraju, biega z płaczem na skargę do "braci zza Odry". Czy to wyższa kultura prawna, czy żenada? Czasem najtrudniej zrozumieć rzeczy najbardziej oczywiste, dlatego posłużmy się przykładem.
Czy polityk Amerykański chcąc zostać prezydentem, będzie się skarżył Kanadyjczykom, że jego wyborcy nie poważają go dostatecznie? Czy polityk Niemiecki będzie szukał poparcia we Francji i na odwrót? Dajmy na to Angela Merkel obrazi się na swoich wyborców, stwierdzi, że większość Niemców to głupi wąsaci Janusze (Helmuty w bawarskich pretensjonalnych spodenkach) i zwróci się do Emanuela Macrona, by ten powołując się na bogactwo kultury francuskiej, wskazał krnąbrnym wieśniakom znad Renu właściwą drogę i właściwego przywódcę - takiego którego poważają Francuzi.
Te spekulacje nie brzmią zbyt poważnie. Kogoś, kto na serio je analizuje trudno nazwać rozgarniętym. Dlaczego zatem, kiedy podobne rzeczy o relacjach polsko niemieckich mówi Radosław Sikorski, Borys Budka i inni tytani myśli politycznej, 100% Polaków nie pokazuje im kółek na czole? Dlaczego krajowe portale takie jak Onet, RMF i wiele innych, nie tłumaczą tym ludziom niestosowności ich zachowania?
Media te cytują jakby nigdy nic, wypowiedzi jednej strony, potem drugiej, jakby to była całkiem poważna sprawa? Jakby nie była to skrajna żenada. A jest to raczej temat dla serwisów w stylu Pudelek, ponieważ: - Jakiś polityk z Niemiec, mało istotny, bo Europarlament i jego frakcje, to nie jest żadne poważne ciało, nie jest to, ani premier rządu, ani nawet minister, wygaduje farmazony o preferencjach wyborczych i polityce wewnętrznej w innym kraju.
Nie jest ważne, czy jesteśmy za PO, SLD, PSL, Konfederacją czy PIS. To nasza PO, nasz SLD, nasze PSL, nasza Konfederacja i nasz PIS. Niemcy niech się zajmą swoimi sprawami i niech wybiją sobie z głowy raz na zawsze swoje obsesyjne - Deutschland, Deutschland über alles.
PS. Żart z ilustracji wykorzystuje cytat z Radosława Sikorskiego - "Pinokio nie jest partnerem dla Webera" - Pinokio według Sikorskiego to premier rządu, a Weber to szef frakcji w parlamencie EU. Po pierwsze parlament EU to ciało propagandowe i synekury dla politycznych outsiderów, a nie miejsce gdzie jest realna władza. Premier - jakiekolwiek euro-poseł Radosław żywi wobec niego uczucia, jest politykiem realnych decyzji, Weber w tym kontekście jest krzykaczem - "klikonem" (osoba, która w czasach sprzed wynalezienia głośników powtarzała królewskie słowa, tylko, że głośniej - naprawdę istniał taki zawód).
jeśli ktoś nie zna kontekstu medialnej burzy odsyłamy do Onetu -
Napisz komentarz
Komentarze