Według francuskiego tygodnika „L’Express”, Niemcy starają się osłabić francuski przemysł nuklearny, poprzez wykorzystanie fundacji politycznych, które tworzą antynuklearną narrację, organizują szkolenia i wyjazdy dla liderów opinii i ekspertów. Celem tych działań jest ograniczenie konkurencyjności Francji na rynku energetycznym. Niemcy dążą do tego, aby francuski przemysł nie mógł korzystać z taniej energii, co pozwoliłoby mu zdobyć znaczącą przewagę konkurencyjną. Według „L’Express”, Niemcy od 30 lat starają się dezintegrować EDF, a na szczeblach europejskich dążą do wykluczenia energii jądrowej z jakiegokolwiek mechanizmu wsparcia finansowego.
Tygodnik wymienia fundacje Róży Luksemburg oraz Heinricha Boella jako organizacje, które przygotowują dokumenty z narracją antynuklearną, przyznają stypendia studentom i doktorantom, oraz orientują elity na politykę przeciwko przemysłowi nuklearnemu. Fundacje te spotykają się z zagranicznymi przywódcami politycznymi i nawiązują sojusze z organizacjami pozarządowymi lub partiami ekologicznymi. Zdaniem „L’Express”, fundacje te korzystają ze znacznych środków finansowych, a wydatki Bundestagu na fundacje wzrosły z 295 mln euro w 2000 roku do ponad 466 mln w 2014 roku i 690 mln euro w 2023 roku.
Retoryczne pytanie:
Informacja o tym, że Francuzi po latach zaczynaja rozumieć cele niemieckiej polityki energetycznej, nie jest szczególnym odkryciem. Ważne jest to, że publikacja francuskiego tygodnika inicjuje szerszą debatę publiczną. Takie publikacje powinny wykreować debatę nie tylko w samej Francji, bowiem niemiecka ekspansywna polityka zagraniczna, jest niczym innym jak elementem bezpardonowej rywalizacji. Językiem współczesnej geopolityki należaoby ja nazwać wojną hybrydową na polu energetyki.
Mówiąc dosadnym językiem Internetu należałoby zadać pytanie: dlaczego "foliarze: ostrzegający przed niemieckim Energiewende okazują się prawdziwymi prorokami, a wielbiący idee "europejskie" pacyfiści z wszelkiej maści fundacji opłacanych z kasy koncernów i rządów agentami wpływu? Dlaczego mało kto zauważa tak oczywiste manipulacje nie tylko opinią publiczną, ale także elitami? Czyżby podobne wpływy istniały w każdej dziedzinie, od dyskusji o związkach partnerskich, po ocenę decyzji trybunałów konstytucyjnych w Polsce, Hiszpanii, na Węgrzech. Czy rzeczywiście Niemcy mają wyższą kulturę prawną i czy takie pytania powinny nas zastanawiać czy obrażać?
Napisz komentarz
Komentarze