Gdzie mieszka Mariusz K?
Podczas rozprawy radny nie był w stanie określić, gdzie mieszka. Twierdził, że w mieście Nysa i na wsi Kamiennik. Nie byłoby z tym problemu, gdyby nie chodziło o dwie różne gminy.
Problem w tym, że żeby być radnym jakiejś gminy, trzeba w niej mieszkać, nie tylko być tam zameldowanym, ale mieć tam centrum życiowe. By ubiegać się o nyski bon wychowawczy, także trzeba być faktycznym mieszkańcem gminy Nysa.
Czyli jak zjeść ciastko i mieć ciastko.
Żona radnego zdradziła przed sadem, że ona i dzieci mieszkają w Nysie i w niej uczęszczają do szkół i przedszkoli. Rodzina kupiła mieszkanie... w Nysie, a radny pracuje w... Nysie, w straży pożarnej.
Mariusz K, złożył więc wniosek o bon wychowawczy. Musiał w nim oświadczyć, że jest mieszkańcem Nysy. Ponadto w 2017 r. wraz z żoną państwo K. pobierali nyski bon wychowawczy, co oznacza, że byli mieszkańcami Nysy. Rozbieżności pojawiają się przy deklaracjach podatkowych, które składali raz jako mieszkańcy jednej, raz drugiej gminy.
Dlaczego społeczeństwo musi patrzeć na taka farsę?
W związku ze zgłoszeniem nowych wniosków dowodowych, rozprawa została odroczona do 25 sierpnia br. - poinformował sędzia Mariusz Ulman. W sprawie mają zeznawać kolejni świadkowie obrony.
Radny uważa, że został wprowadzony w błąd przez nyskich urzędników. (sic!) którzy nie wyjaśnili mu oni wystarczająco klarownie, że nie może pobierać nyskiego bonu, skoro bon rządowy pobiera w innej gminie.
Wyrok karny oznaczałby dla radnego Forum Samorządowego nie tylko utratę mandatu, ale także zwolnienie z pracy w straży pożarnej, bo strażak nie może być karany.
Sprawa wygląda na dość oczywistą, jak wiele podobnych samorządowych matactw. Ciekawe jak długo będzie trwał ten proces ile ton papieru zostanie zapisane i ile podatnik zapłaci za udowadnianie, że czarne jest białe.
Napisz komentarz
Komentarze