To swoisty paradoks. By podjąć rywalizację, do której wcześniej, czy później będziemy zmuszeni trzeba zmienić mentalność, zreformować armię i umocnić lokalne sojusze. Europejskie zasoby NATO nas nie obronią. Niemcy, Francja i reszta zachodnich "sojuszników" w przypadku lokalnego konfliktu opowie się za regionalna deeskalacją działań.
Nie mówimy o wojnie totalnej i zdobywaniu Moskwy, ale potyczkach na jednym kierunku.
Rosja nie może sobie pozwolić na skierowanie wszystkich sił na jeden teatr działań. Ten terytorialnie największy na świecie kraj, musi strzec swoich interesów na wielu kierunkach. Zadania jakie przed nią stoją przerastają potencjał gospodarczy. Rosja z PKB mniejszym niż Włochy (1,658 tryliarda USD (2018) do 2,084 tryliarda USD Italii) nie jest w stanie sprostać mocarstwowym ambicjom we wszystkich kierunkach działań.
Kraju wielkości kontynentu za te pieniądze na to po prostu nie stać.
Polska z PKB 585,7 miliarda USD (2018) i potencjałem ludnościowym (37 mln) na poziomie ponad 1/4 demografii Rosji (144 mln) nie jest nic nie znaczącym graczem. Po umiejętnym podjęciu sojuszów lokalnych z Ukrainą (41 mln) i Rumunią (19 mln) przy wsparciu technologicznym i politycznym USA możemy skutecznie zablokować zakusy Rosji na kierunku europejskim.
W tym układzie ważny jest także sojusz lokalny ze Szwecją, której postawa wobec lokalnego konfliktu jest kluczowa do zablokowania mobilności rosyjskiej floty na Bałtyku.
Napisz komentarz
Komentarze