RZECZ O MYŚLENIU KORPORACYJNYM W SĄDZIE NAJWYŻSZYM.
W ostatnich dniach, rozpoznając odwołanie od orzeczenia sądu niższej instancji w sprawie sędziego, który w 2016 roku ukradł w sklepie element wiertarki wart 8 zł, które to orzeczenie wydalało sędziego z zawodu, Sąd Najwyższy zmienił wyrok i nałożył na sędziego kary finansowe. W uzasadnieniu sędzia SN Katarzyna Tyczka-Rote stwierdziła, że kara wydalenia z zawodu jest rażąco niewspółmierna do czynu i do odpowiedzialności zwykłego Kowalskiego w takim przypadku. A zatem doszło tu do nierówności wobec prawa.
Jeszcze ładniejsze orzeczenie SN zapadło w sprawie sędziego (wówczas wiceprezesa sądu rejonowego), który ukradł na stacji benzynowej banknot 50 zł, położony na ladzie przez starszą osobę, stojącą za nim w kolejce. Tam także sąd niższej instancji złożył sędziego z urzędu, a SN zmienił wyrok i uniewinnił sędziego. Uzasadniając wyrok, SN stwierdził, że gdyby przyjąć, że podsądny to zrobił świadomie („z kierunkowym zamiarem”), należałoby przyjąć, że jest zdemoralizowany, a ponieważ nie jest zdemoralizowany (orzekł to psycholog), to nie mógł tego zrobić. Proste, prawda? SN przyjął, że sędzia w roztargnieniu wynikającym z zamyślenia się nad sprawami zawodowymi (tak, tak, odsyłam do filmiku), chapsnął nie swoje, ale zamiaru nie miał.
Kłopot jedynie w tym, że z zapisu monitoringu wynika co innego.
Czy sędziom Sądu Najwyższego rozpoznającym te sprawy odjęło rozum, czy oni naprawdę tak myślą ? Jakie mają oni poczucie etosu i etyki zawodu ? Co według nich oznacza ustawowe kryterium dostępu do zawodu, jakim jest nieskazitelność charakteru, i co oznacza uchybienie godności urzędu jako ustawowa przesłanka odpowiedzialności dyscyplinarnej?
Korporacyjne myślenie, obrona „naszych” za wszelką cenę, stawianie sędziego –złodziejaszka na równi z Kowalskim-złodziejaszkiem, którego ten sędzia przecież może sądzić, i wyciąganie z tego konsekwencji uwalniających od winy lub adekwatnej kary za sprzeniewierzenie się godności urzędu – jest tak kuriozalne, że nie da się rozsądnie skomentować.
Jaki autorytet będzie miał ten sędzia, zakładając na szyję łańcuch z polskim godłem i wydając wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej ? Jaki autorytet będzie mieć stan sędziowski, w którego szeregach zasiadają takie tuzy uczciwości ? Jaki autorytet będą mieć orzeczenia tego sędziego? Jak on będzie śmiał patrzeć w oczy podsądnym? Przypuszczam, że na jakiś czas mogą skryć się w czeluściach sądu wieczystoksięgowego, którego sędziowie nie pokazują się ludziom na oczy. Choć sędzia uniewinniony będzie, jak mniemam, swoją cnotę obnosić wszem i wobec, wszak jest w majestacie prawa niewinny!
Następnie, jak w ogóle taki ktoś, będąc sędzią, może stawać przed sądem i twierdzić z miedzianym czołem, że on nie miał zamiaru ukraść, tylko (w pierwszym opisanym przypadku) rzecz znalazła się mimochodem w jego kieszeni zamiast w koszyku, i przez roztargnienie nie położył jej przy kasie, a w drugim przypadku, że tak się biedaczyna zamyślił o sprawach zawodowych (ach, to roztargnienie…), że kładąc swój banknot na talerzyku przy kasie, a następnie cofając rękę, zmienił jej kurs tak, aby zabrać leżący opodal inny banknot, którego ani on tam nie kładł, ani kasjer mu go nie wydawał ? (Obydwaj podsądni sędziowie wiedzą, że w kategoriach prawnych przy ocenie czynu ważny jest zamiar). A Sąd Najwyższy – w składzie 3-osobowym! – z miedzianym czołem łyka te brednie przedszkolaka, który został przyłapany na gorącym uczynku, i ogłasza je z napuszoną, urzędową powagą. I ze świadomością, że wyrok z chwilą ogłoszenia jest prawomocny.
I wreszcie, jak mam się czuć ja, jako zawodowy pełnomocnik strony, stając przed takim sędzią? Mam go szanować jako uosobienie majestatu Rzeczypospolitej ? Co mam powiedzieć swemu klientowi ?
Dlaczego SN zmusza wszystkich uczestników spraw sądowych do udziału w takiej hipokryzji?
Zawód sędziego jest zaledwie jednym z wielu zawodów prawniczych, które dyplomowany prawnik może wykonywać. Sędzia wydalony z zawodu może szukać szczęścia w innych korporacjach, niektóre być może by go przytuliły. Może więc zostać prokuratorem (sic!), adwokatem (tu lepiej, dowiedziałby się jak to jest być oskarżonym lub pokrzywdzonym), radcą prawnym, radcą prokuratorii generalnej (pełnomocnik Skarbu Państwa w sprawach odszkodowawczych), notariuszem, komornikiem, legislatorem. I wreszcie, może zostać zwykłym prawnikiem pracującym jako tzw. in house w firmie, czy też w cudzej kancelarii, niestającym przed sądami, piszącym opinie, umowy, regulaminy, liczne pisma na każdy temat, przygotowującym linie obrony, ataku. Może również wyspecjalizować się w jakiejś dziedzinie prawa i być wziętym freelancerem za duże pieniądze; pole do popisu jest niewyczerpane: prawo ochrony środowiska, telekomunikacyjne, medyczne, farmaceutyczne, własności przemysłowej, nowych technologii, medialne, ochrony dóbr osobistych, autorskie, ochrony danych osobowych, prawo pracy, prawo spółek, i tysiąc innych. Niech próbuje szczęścia na rynku i zobaczy, ile warta jest jego teoretyczna wiedza.
Chodzi jednak o to, że przeciętny sędzia (bez względu na instancję) pojęcia nie ma o żadnej z tych dziedzin prawa (wyjątkiem są niektórzy sędziowie w wydziałach gospodarczych, czy w sądzie antymonopolowym). Przeciętny sędzia zna na wylot kodeks cywilny i kodeks postępowania cywilnego albo kodeks karny i kodeks postępowania karnego, w wydziałach rodzinnych – kodeks rodzinny i opiekuńczy, a w wydziałach pracy – kodeks pracy. Prawdą jest, że przeciętny sędzia nie ma czego szukać na rynku wyspecjalizowanych usług prawniczych. I sędziowie SN to wiedzą lub co najmniej przeczuwają. Poza tym, na rynku trzeba tyrać.
Czym kierował się Sąd Najwyższy ?
Wszystkim, tylko nie dobrem wymiaru sprawiedliwości, nie dobrem instytucji ani systemu sądownictwa w Polsce, niszczonym już przez władzę ustawodawczą i wykonawczą. Jedyną przesłanką takich orzeczeń jest dobro podsądnego sędziego, a więc korporacyjna obrona „naszego”, zachowanie przywilejów związanych ze stanem sędziowskim (sędzia nie może zostać z pracy zwolniony inaczej jak tylko dyscyplinarnie, ma liczne socjalne przywileje i udogodnienia, o których Kowalski może pomarzyć, dłuższy urlop, półroczny płatny urlop dla poratowania zdrowia, wyższe zasiłki i świadczenia rehabilitacyjne, nawet wszechpotężny ZUS nie może mu nic zrobić, kiedy nie stawia się na komisje lekarskie „bo nie”; uposażenie sędziego w stanie spoczynku jest równe pobieranemu ostatnio wynagrodzeniu, gdyż sędziowie nie podlegają powszechnemu systemowi emerytalnemu, którym nas wszystkich się straszy).
Jeśli zatem przy wszystkich niedostatkach wiedzy i kompetencji sędziów (mogę niezły kajecik przykładami zapisać) godzimy się na ich liczne przywileje, to minimum minimorum, jakiego mamy prawo oczekiwać od sędziów, to wysokie standardy etyczne, rozumienie etosu sędziowskiego w systemie instytucji w Polsce, wyczulenie na uczciwość i rozwinięty zmysł sprawiedliwości.
Tylko tyle i aż tyle.
Jeśli sędziowie SN myśleli, że wydając takie orzeczenia okazują swoją niezawisłość od rzeczywistości politycznej, i nie będą poddawać się presji politycznej wywieranej na SN, to znaczy, że oderwali się od rzeczywistości społecznej; że lekce sobie ważą nie rząd, czy Sejm, lecz obywateli. SN, który uważa, że persona, która kradnie w sklepie i łże przed sądem, że przez nieuwagę ukradła, ma prawo mieć nad obywatelami najbardziej groźną władzę: władzę sądzenia – sam jest niewiele wart.
Odium takiego pojmowania etosu sędziowskiego spada na cały stan sędziowski. Czy SN zastanowił się nad tym aspektem? Wątpię.
Sądy dyscyplinarne niższych instancji starają się – jak widać – czyścić środowisko, lecz SN tego zapału nie podziela. Efektem tych orzeczeń jest słuszny hejt oraz zrozumiała zapowiedź retorsji ze strony min. Ziobry co do regulacji zasad wydalania sędziów z zawodu. Czy taki Sąd Najwyższy zasługuje jeszcze na jakąś obronę ? Zaczynam nie rozumieć (w sensie: nie podzielać) sedna sporu o KRS i nominacje sędziowskie. Bo w końcu, jaka to różnica ? Wypada powtórzyć za Gogolem: z kogo się śmiejcie? sami z siebie się śmiejecie … Kiedy PIS straci władzę, a kiedyś straci, jednym z najpilniejszych zadań w dziedzinie sądownictwa będzie ustalenie zasad naboru do stanu sędziowskiego. To, co jest praktykowane od czasów PRL-u, jest błędne i złe. W Polsce do zawodu sędziego dochodzi się przez odbycie zaraz po studiach teoretycznego szkolenia w wykonywaniu zawodu (aplikacji), zakończonej egzaminem państwowym, bez żadnego praktycznego doświadczenia. W efekcie, za stołem sędziowskim siada 28-29 letni człowiek, który ani o życiu, ani o zawodzie prawnika, ani o kuchni ludzkich i firmowych spraw nie ma pojęcia; nie napisał w życiu żadnej umowy, nie był nigdy na żadnych negocjacjach, nie zwalniał pracownika, ani nie był zwalniany, nie pracował na czarno, żeby mieć na chleb, nie był na placu budowy, nie prowadził żadnej inwestycji, nie rozwodził się, nie popadł w długi, itd. W anglosaskim systemie, od którego byliśmy o włos we wczesnych latach 90. za Hanny Suchockiej, zawód sędziego jest ukoronowaniem kariery prawniczej; do zawodu powoływani są wyłącznie prawnicy innych profesji, z wieloletnim doświadczeniem zawodowym i życiowym. To nie zdane egzaminy, lecz praktyczna wiedza profesjonalna, połączona z doświadczeniem życiowym, które rozsądnego człowieka uczy pokory i zniuansowanego widzenia świata, powinny predestynować prawnika do zajmowania się sprawami współobywateli i osądzania ich postępków w majestacie Rzeczypospolitej.
Magdalena Ostrowska
Napisz komentarz
Komentarze