Dzikie krowy trzeba okiełznać.
W końcu po prawie 10 latach lokalne władze postanowiły sprawę dzikich krów uporządkować. W listopadzie 2018 roku sąd odebrał stado właścicielom, a powiatowy lekarz weterynarii zgodnie z przepisami nakazał wybicie stada i utylizację, ponieważ krowy mogły stanowić zagrożenie epidemiologiczne. W maju 2019 roku rozpoczęły się przygotowania do rozwiązania problemu dzikich krów z Deszczna.
Do akcji wkraczają aktywiści i politycy.
Wtedy do gminy przyjechali z całej Polski aktywiści, i zaczęli koczować na łąkach pilnując krów. Sprawa zrobiła się polityczna - W obronie zwierząt wypowiedział się nawet prezydent Andrzej Duda i prezes PiS Jarosław Kaczyński. Minister Ardanowski znalazł rozwiązanie. Krów nie trzeba utylizować, pod warunkiem, że organizacje społeczne zapewnią im dotrwanie do naturalnej śmierci. Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt wykonawcą tzw. przepadku zwierząt została fundacja BOZ - Biuro Ochrony Zwierząt z Zielonej Góry. Jednak utrzymanie dzikich krów to nie jest tania rzecz.
Krowy bowiem żyją na 180 hektarach prywatnych łąk, a właściciel terenu nalicza za to i za dokarmianie krów ok 70 tysięcy miesięcznej opłaty, która jeszcze wzrośnie zimą. BOZ prowadzi stale zbiórkę społeczną, ale już zalega za sierpień.
Czy rzeczywiście krowy musza "okupować", aż tak duży teren? A także, czy utrzymanie zwierząt może tak dużo kosztować? To wątpliwe, bowiem jak się dowiedzieliśmy w fundacji BOZ, wartość handlowa tak licznego stada ma się wahać pomiędzy 700 tys, a 1 milionem złotych. Koszt utrzymania w wysokości 70 tyś miesięcznie świadczyłby o tym, że hodowla krów to interes całkowicie nieopłacalny, ponieważ roczny czynsz wyniósłby więcej niż wartość stada.
Jak to wyglądało wcześniej, czyli kto płacił?
Wcześniej nikt nie płacił, ale według nieoficjalnych informacji choć krowy czyniły szkody rolnicze stado było tolerowane i eksploatowane w sposób indiański. To znaczy po prostu od czasu do czasu porywano cielaki. Proceder zaczął się rozwijać dochodziło do coraz intensywniejszych nielegalnych "polowań" na dzikie krowy. To nie fikcja - to informacja, która uzyskaliśmy od przedstawiciela jednej z organizacji pro zwierzęcych.
Krowy są zdrowe.
Obawy inspekcji weterynaryjnej okazały się przesadzone. Po aktywizacji kilku organizacji pro zwierzęcych i medialnym zainteresowaniu udało się przebadać wszystkie krowy. Okazało się, że są wolne od chorób zakaźnych i nie ma medycznej konieczności wybicia stada. Krowy mogą być przewożone. Koncepcji było kilka, ta najbardziej realna to wysłanie stada do gospodarstwa ekologicznego w Czarnocinie na Pomorzu, ale ta inicjatywa też upadła. Upadła bo jak informuje nas przedstawiciel BOZ, gospodarz gospodarstwa to biznesman i chciał wykorzystywać te krowy jak robią to rolnicy. Obrońcy wolności dzikich krów nie mogli na to pozwolić. Na tym tle doszło nawet do medialnej bitwy pomiędzy BOZ i szefem PTE, innej organizacji zajmującej się tematem.
Naczków w woj Opolskim azylem dla dzikich krów.
Naczków to przysiółek, czyli nawet nie wioska. Kiedyś było tu gospodarstwo rolne w ramach PGR. Jak mówi Tomasz Copija ze Śmiłowic, który chce się zaopiekować stadem to ostatnie miejsce, które może uratować to stado. Jeśli my ich nie weźmiemy, to byki trafią do ubojni, a krowy do chowu przemysłowego, a potem do uboju. - powiedział Tomasz Copija dla NTO
Potrzebny sponsor!
Utrzymanie takiego stada to spory wydatek. Pan Tomasz powiedział nam w rozmowie telefonicznej, że nie wie jeszcze dokładnie, ale padła kwota nawet 300 tys. rocznie. Do tego trzeba jeszcze wyremontować stodoły i doprowadzić do użytku studnię. Pojawił się jednak sponsor z Wrocławia, który chce pozostać anonimowy. Pieniędzy ma wystarczyć na zakup i zaadaptowanie dwóch obór w przysiółku Naczków, które dawniej służyły do hodowli byków. Po pracach adaptacyjnych 150 sztuk byków, krów i cieląt przyjedzie tu jeszcze w listopadzie.
Gotowość do przekazania stada krów z Deszczna do Naczkowa potwierdza Biuro Ochrony Zwierząt, które formalnie sprawuje opiekę nad stadem. Większość krów ma trafić do Naczkowa, ale nie wszystkie. 15 sztuk w charakterze żywych kosiarek przyjmie jedno z gospodarstw, resztą zaopiekuje się ośrodek OTOZ Animals. Właściciel terenu i budynków w Naczkowie deklaruje chęć sprzedaży obiektów na schronisko dla krów.
- Powierzchnia w Naczkowie jest mniejsza, ale wystarcza do wolnego przemieszczania się i interakcji socjalnych - napisał w oświadczeniu w tej sprawie prof. Andrzej Elżanowski, prezes PTE (Polskie Towarzystwo Etyczne). - Krowy unikną cierpień wywołanych przez choroby, starość, eksploatację, wywóz do rzeźni i ubój. -
Na miejscu krowy maja zostać oddzielone od byków, żeby zapobiec dalszemu rozmnażaniu. Będą swobodnie przemieszczać się między oborami i wybiegiem. Mają dożyć naturalnej śmierci. Tomasz Copija zapowiada powołanie fundacji, która będzie zbierać pieniądze na utrzymanie stada. Wydatki w Naczkowie maja wynieść , ok. 30 tys. zł. miesięcznie wraz z zakupem pasz.
Nie wszyscy są zadowoleni.
Pan Ireneusz zakupił domek w Naczkowie około 10 lat temu. Wyremontował, hoduje tam warzywa, Przysiółek zamieszkują 3 rodziny. To miejsce było dotychczas azylem spokoju. Pan Ireneusz nazywa je 'Ranczem", albo samotnią. Stodoły przeznaczone na dzikie krowy znajdują się w odległości dosłownie kilku metrów od jego domu. Kiedy pojawią się tu krowy spokój się skończy. Pan Ireneusz mówi, że lubi zwierzęta, ale odpoczynek w sąsiedztwie 150 krów może być trudny do zniesienia. Dodatkowo widząc stan obór Ireneusz ma wątpliwości, co do możliwości adaptacji pomieszczeń na potrzeby zwierząt.
- Tu trzeba ogromnych pieniędzy - mówi Pan Ireneusz. - Do tego dochodzi studnia. Mam ekspertyzę jakości wody zaledwie sprzed 2 lat. Woda nie nadaje się do picia, nawet dla zwierząt
Napisz komentarz
Komentarze